Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 166.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

biono z niemi? powinny być pogrzebione na święconéj ziemi...
— Pewnie rodzina wzięła je do siebie — odezwał się zafrasowany Harno. — Ojcze mój, trudno bo mnie wiedzieć wszystko... Na dworze nikt o tém wiedzieć nie chce... Jaksowie mieli krewnych dużo i druhów, swojego czasu rozdawali wiele... a teraz żal po nich u ludzi, nikt i gęby nie otworzy...
— Milczą?
— Abo się skomleć boją — odezwał się Harno. — Jak psy piszczą, to je psiarze ćwiczą...
Ksiądz przysunął się prawie do ucha swojego wiernego sługi.
— Wiesz — rzekł — na dworze tu różnie głoszą... rozumiesz. Gadania są rozmaite... Są i tacy, co upewniają, że Jaksów nie stracono, że ich tylko gdzieś przechowano, albo ułatwiono ucieczkę.
Zagadnięty, który o niczém podobném nie słyszał, oburzył się mocno tém przypuszczeniem.
— A kałuża krwi! — zawołał — to nie może być... król kazał...
— Dojdźże mi ty tego, kto to takie sieje baśnie — zamruczał ksiądz — dójść mi i dotrzeć... Za pokutę ci to naznaczam... Harno... Jesteś, nie przeczę, posłuszny, pobożny, pokorny... ale nie umiesz nic wyszperać, nic mi powiedzieć...
— Księże dobrodzieju — całując go w rękę