Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 202.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ski duch i w niéj mieszkał, a śmiałe biło serce. Szła za poganina, na pośmiewisko ludzkie, żyjąc z nim, aby go oświecić. Jéj sprawą stanęły kościoły i lud przywdział szaty białe. Niewiasta była pogardzająca światem, bo w duchu swym silna.
Dzieckiem uczono mnie rycerstwa i razem przebiegłości. Otoczeni byliśmy wrogami... kraj nam kawałami odszarpywano, polowano na nas jak na zwierzęta dzikie. Na granicy zatknął rodzic mój krzyż, jak tarczę przeciw niemieckiéj napaści.
Poszedł się pokłonić cesarzowi, aby go przejednawszy, miał czas się umacniać i zbroić.
Ja biłem się dzieckiem... Gdy dorosłem, ojciec mi mówił: — Ziemie jednéj mowy do jednéj powinny należeć dłoni, albo Czesi lub my niemi zawładnąć musimy. Od morza do Dunaju, jak szeroko brzmi słowo nasze, to musi być królestwo twoje... a mieczem i krwią je zdobywać trzeba. Cesarz niech sobie Zachód dzierży w przymierzu z nami, my z pomocą jego i kościoła wschodnie ziemie zagarnąć musimy... Trzeba wydrzeć co zarwane, przywłaszczone, oddarte, zjednoczyć i podbić. To dzieło twoje... ja granice myślą oborzę, ty je masz orężem żelaznym, jak słupami obwarować. Zamki niech staną na rubieżach i strzegą ich...
Słuchałem dzieckiem téj mowy i do serca ją