Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 218.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dzie nie postrzegł nikogo, lecz w namiocie świeciło coś, jakby w nim zapalono pochodnie i głos mój słyszał wyraźnie.
Od téj chwili, ojcze mój — dokończył król — miecz ten nie opuszczał mnie nigdy... Błogosławieństwu z nim przyniesionemu mi winienem moje szczęście w bojach, zwycięztwa i szeroko rozlegające się dziś państwa granice...
Nic nie odpowiadając pustelnik skłonił głowę i już miał odchodzić do swéj krypty, gdy daleki szum puszczy zdał się nagle jakby rosnąć, wzmagać i zmieniać nagle w głosy dziwne. O. Antoni przysłuchując się temu, zatrzymał w miejscu.
Koń królewski stojący pod ścianą, gwałtownie rżeć zaczął.
Bolesław podniósł się z posłania.
Łomot jakiś i wrzawę wyraźniéj coraz słychać było w lesie. Stadoli zwierza biegło gnane jakimś popłochem, czy burza łamała w puszczy gałęzie?
— Ludzkie głosy słyszę!.. — zawołał pustelnik zwracając się do króla.
— Jeżeli macie obawę jaką — rzekł Bolesław — znijdźcie do kaplicy waszéj... ja się nie lękam niczego...
— Ani ja o siebie — odparł pustelnik — raczéj o was, miłościwy panie...
Zamilkli przysłuchując się baczniéj, aż królowi rozjaśniło się lice. Wstał z posłania, przybliżył się ku oknu, odsunął okiennicę, którą było