Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 1 222.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

W istocie trudno téż było plądrować wśród téj nędzy, jaka tu panowała.
Lepianki osadników nie wiele były lepsze i przestrzeńsze od téj, którą sobie sklecił O. Antoni i dostatek w nich nie był większy. Najprostszy sprzęt drewniany, trochę sieci i przyrządu rybackiego, gdzieniegdzie kawał chleba czarnego się znalazł.
Ludzie żyli tu w większéj części i z ryb i rybami, które w jeziorze się poławiały.
Z rozkazania pańskiego w każdéj z ubogich chat, które zajmował dwór złożono na stole jakiś mały datek za gościnę, i, gdy konie wytchnęły, król puścił się już prostą drogą do Gniezna, gdzie się ku wieczorowi stanąć spodziewał, u grobu matki i świętego apostoła.
Śnieżna zamieć, która się zerwała, gdy z Rybników wyruszono, opóźniła wprawdzie podróż, ale czasu zostoło[1] dosyć zawsze, aby celu przed nocą doścignąć.
Już zmierzchało, gdy w dali ukazał się krzyż kościoła i wały zamkowe... Król, który dla grobu św. Wojciecha miał cześć nadzwyczajną, zobaczywszy dach katedry i znamię nad nim, z konia siadł, pieszo, wedle zwyczaju, robiąc resztę drogi.
Cały téż dwór idąc za przykładem pańskim, szedł jakby pobożnym pochodem pątników ku kościołowi w milczeniu.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – zostało.