Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 017.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nim do progu tego doszedł król, czas miał ochłonąć z wrażenia, jakie na nim mnich uczynił, wypogodził twarz, a stosując się do Stoigniewa, który zawsze spokojnym był i przy powadze wesołym, Bolesław téż chciał się okazać dobréj myśli. Więc na powitanie gromady odpowiedział pozdrowieniem wdzięczném i szybko wszedł na dworzec.
Tu czas miano się przysposobić na przyjęcie pana i jego towarzyszów. Stoły już były ponakrywane, pachołkowie z pochodniami stali po kątach.
Najstarszy z duchownych wiedząc, iż król znużony był i zgłodniały, natychmiast modlitwą pobłogosławił wieczerzę i misy znosić zaczęto.. Sam Stoigniew królowi nalewkę i misę przyniósł, a urodziwa żona jego trzymała szyty ręcznik. Twarze otaczających rade z widzenia pana, śmiały się weselem.
W istocie bowiem, czystym będąc w sumieniu, każdy się mógł cieszyć ze spotkania z panem. Rzadko się obeszło, ażeby król nie obdarzył swoich wiernych, nadaniem jakiém, końmi, szatami i orężem. Było to zwyczajem naówczas po wszystkich dworach, a Bolesław szczodrobliwy z natury i wspaniały, hojnie szafował skarbami, jakich mu wojny dostarczały. Nie było naówczas właściwie państwa stolicy, wszędzie gdzie chwilowo król przebywał, a z nim wojsko i dwór, z nim naj-