Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 019.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

w Gnieznie, więc tylko ci się znaleźli, których tu traf zgromadził.
Siedli już wszyscy za stoły i król miał rozpocząć wieczerzę, gdy jakby sobie coś przypomniawszy, skinął na siedzącego niedaleko duchownego. Szło mu o owego mnicha, który w kościele doń z napomnieniem wystąpił, chciał go tu mieć i poznać bliżéj.
Posłano natychmiast komornika królewskiego po kapłana, który miał zlecenie wyszukać pielgrzyma. Nadszedł i on sam, ale widocznie zafrasowany, zbliżył się do ucha króla.
— Miłościwy panie — odezwał się — mnicha tego szukaliśmy napróżno... i około kościoła, i po całym zamku, i na grodzie, i na podzamczu... Stróż we wrotach widział go uchodzącym spiesznie...
Zasępiło się nieco czoło króla, ale wnet Stoigniew, któremu Bolesław o mnichu powiedział, wyprawił ludzi swych kilku, aby miasteczko strzęsiono całe. Nie było wątpliwości, że w noc zimową i śnieżycę pielgrzym nigdzie daléj nad podzamcze ujść nie mógł, obiecywano więc sobie lub tegoż dnia, albo do jutra go wyszukać koniecznie.
Słowa które powiedział, utkwiły w pamięci króla silnie, pozbyć się z niéj ich nie mógł, pragnął więc nieodmiennie, aby mu tego człowieka przyprowadzono. Głos mu się zdawał znanym, choć przypomnieć nie mógł, gdzie i kiedy go