Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 024.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

do nich wstręt taki, a sami duchowni uznali w nim naturę tak gwałtowną, niepohamowaną i namiętną, iż śluby odłożyć przynajmniéj doradzali.
Stało się więc, że Bezprym pozostał tak, życie wiodąc bez celu i napawając się myślami gorzkiemi, które zazdrość w nim rozbudzała. Pomiędzy nim a Mieszkiem nie było żadnego, ani braterskiego, ni nawet dalszego stosunku.
Otoczony małym dworem, złożonym z nadzorców, Bezprym krył się po kątach, milczał, udawał pokorę, ale z oczów i czoła mu patrzało zemstą straszliwą. Zamknięty w sobie nigdy się z żadną nie odkrył myślą, lecz król wiedział przez oddanych sobie ludzi, że gwałtowniejszego i namiętniejszego nad niego nie było w rodzinie charakteru. Gdy go Bolesław strofował i do posłuszeństwa nakłaniał, milczał z głową spuszczoną, słowa nie rzekł, a król czuł w nim coś swojej natury żelaznéj i niezłamanéj, tylko jakby przemocą wepchniętéj do środka, gdzie zamknięta kipiała.
Nieśmiał na wspomnienie o Bezprymie nic rzec Stoigniew, a król odezwał się, patrząc nań.
— Co z tym uczynić! Mieszkowi to niebezpieczny wróg rośnie. Jak radzisz mi? Krew to moja! znam ją. Buchnie prędzéj późniéj.
— Miłościwy królu — a dla czegoż, dopóki wybuch nie jest niebezpiecznym, wykipieć jéj nie dacie? Czemu go trzymać w bezczynności i zamknięciu, aby w nim gorycz rosła i mnożyła się?