Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 027.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stoigniew i starszyzna rozradowała się, ujrzawszy, jak Bolesław spoglądając na swój lud ożywiał się — otrząsał z gniewów i frasunków, i swoje wyprawy przypominając, wołał, że z niemi jeszcze pójdzie w pole. Czuł się sam lżejszym i młodszym patrząc na nich...
Do stołu téż usiadłszy, gdy zagaili starzy dowódzcy o dawnych wojnach, poszła mowa wesoła, śmiechy i przypominania. Król się żołnierzem stał i pokrzepił tém lepiéj niż najpiękniejszém słowem otuchy.
Dzień téż szedł lepiéj, a Bolesław z powrotem do Poznania nie spieszył, cel mając w téj podróży. Zaraz pierwszego wieczora, nakazał wysłać Stoigniewowi do dwunastu radnych — wezwanie, aby się do Gniezna ściągnęli. Tu, na uboczu i bez rozgłosu, chciał jeszcze omówić sprawę królestwa i korony i środki obmyślić, ku spełnieniu myśli swojéj.
Korona z namaszczeniem rzymskiém, z błogosławieństwem duchowném, potrzebna mu była nie dla siebie, ale dla syna, któremu ją chciał jak tarczę od napaści zostawić.
Gdy tu król na zjazd powołanych ze starszyzny czekał, tym czasem mnich, który był znikł z Gniezna bez śladu — zjawił się trzeciego dnia w Poznaniu. Niebytność króla, mającego się zatrzymać w Gnieznie, ośmieliła go snać do tego