Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 045.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyż nie wiecie? Mnie bo wam mówić trudno...
Zawahawszy się nieco, dodał zaraz.
— A... króla! króla!.. wysoko patrzy młoda markgrafówna... wysoko sięga... śmiała dziewka, bo myśli, że starą królowę jeszcze wysadzi i nam zapanuje.
Zadumał się Bezprym, a w końcu głową potrząsł.
— Ojciec może ją sobie wziąć, boć nie żałuje, gdy mu co po myśli. Miał ich i ma dosyć,.. a no... do korony jéj daleko.
— Ludzie mówią, że blizko — szepnął Gheza — a co ja wiem...
— Dosyć nas już jest — zawołał Bezprym — Mieszko, ja, Dobromir... taby nam jeszcze braci naprowadziła!..
Potrząsł głową.
Gheza pomilczawszy, począł znowu zcicha.
— E... na dworze napatrzyć się i nasłuchać jest, czego. Na mnie oni niebardzo zważają, nie strzegą się, dziwy czasem plotą. Wszyscy Odzie panowanie przepowiadają... ma ona tu swoich... królowaby się jéj rada ze dworu pozbyć, a nie śmie... Nie spojrzy nawet na nią... przecie ona nic nie zważa na to... A gdy króla ma przed sobą, to go tak oczyma łapie, że gdyby i starszy jeszcze był i nie tak gorący jak jest, nie obroniłby się...