Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 048.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

miejsca, czas oznaczyli i Mieszko jak burza spadł na pomorców, którym stada całe, mienie i mnogo jeńców nabrano.
Jak tylko oznajmiono o przybyciu jego, stara królowa pierwsza wyszła na spotkanie, pierwsza go uścisnęła płacząc z radości.
Mieszko wiedział już, że ojca na zamku nie było, a nim żona pospieszyła przeciw niemu, on sam już był w jéj komnacie. Matka mu towarzyszyła.
Z małym Kazimierzem na ręku, Ryksa w progu męża witała.
W istocie siostrzenica cesarska była niewiastą uderzającéj piękności, ale twarz jéj młoda i wdzięczna miała na sobie wyraz powagi jakiéjś niemal surowéj i chłodnéj. Coś zakonnego w ubiorze, w obejściu się, coś wyniosłego i zdającego się w dali świat trzymać od siebie, miała piękna Ryksa.
Między młodzieńczym Mieszkiem wesołéj twarzy, niemówiącéj wiele, a żoną jego, któréj każde poruszenie i słowo obrachowane się być zdawało, trudno było zrozumieć węzeł, co łączył dwa tak różne charaktery.
Królewicz wyglądał na lekkomyślnego żołnierza, nawykłego do obozowego życia, Ryksa miała oblicze i wyraz świątobliwych niewiast, karmiących się tylko modlitwą.
Wszystko co otaczało w jéj mieszkaniu młodą