Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 051.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Łaźnia była naówczas, niemal tak jak chleb, nieodzowną potrzebą, należała do nawyknień życia, iż się nikt bez niéj, jak bez jadła nie obchodził. Po całych dniach na królewskim zamku łaźnie dla dworu i dla panów musiały stać pogotowiu.
Urządzano je zprosta, rozpalając ogromne głazy utrzymywanym ciągle ogniem pod niemi i lejąc na nie wodę. Drewniane ławy, sięgające niemal do stropu, na których stawano, siadano lub legano wedle upodobania i od których poszło przysłowie: „im kto wyżéj siedzi, tem mocniéj się poci,“ kubły z wodą zimną, winniki brzozowe... cały przyrząd łaziebny, wielce niewykwintny składały. Nie miał i król Bolesław wytworniéj urządzonéj łaźni, a chadzał do niéj, jak wiadomo, chętnie i chętnie z sobą drugich prowadził.
Mieszko téż nie wątpił, iż łaźnię napaloną i gotową znajdzie, pilno mu było do niéj, aby pozbyć ostatków znużenia.
W tém nadbiegł wysłany Michna, lecz z twarzą, na któréj widać było, że się nie tak sprawił jak się spodziewał.
— Łaźnia?.. — zapytał Mieszek.
Michno się po głowie tarł ręką.
— Łaźnia? — powtórzył królewicz — daliż jéj stróże zastygnąć? to nie może być!..
— A! nie... nie!.. — pospieszył chłopak.