Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 068.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

go, bodaj twarze osłoniwszy. Jurga nawet zasłyszawszy o tém, podniósł głowę i słabym głosem poręczył, że raczéj umrzeć gotowi, niż dobroczyńców swych zdradzić.
Poczęła się tedy narada długa i wielka, jak podróż tę, na owe czasy niemałą, przyprowadzić do skutku. Ułatwiało ją to jedno, że obu braciom nawykłym do wycieczek i wypraw wojennych, kraj cały dobrze był znany, że umieli i w obcych stronach dawać sobie radę, a ówczesne lasy i puszcze połowę znacznieiszą[1] ziemi zalegające, i pora nawet zimowa podróż tajemną, możliwą czyniły.
Opat Aron, nie przyrzekając nic, brał to do namysłu, a gdy towarzyszący mu duchowny wyszedł, dodał z pewném wahaniem...
— Znajdziecie w Tyńcu, bracią moją z różnych stron i języków świata tam zebraną. Moglibyście z tego korzystać. Do stanu duchownego nie myślę was namawiać, bo wiem, że to nie dla takich rycerzy jak wy, powołanie. Moglibyście wszakże rozpytawszy się i objaśniwszy, u ojców, przygotować do podróży większéj daleko, któraby wam ocalenie zapewniła.
Tu spojrzawszy na ciekawie go słuchających, ciągnął opat daléj.
— Król a pan nasz miłościwy potrzebę mieć będzie wielką, wysłać ludzi zręcznych i pewnych, w sprawie ważnéj... daleko... kto wie? do Rzy-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – znaczniejszą.