Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 090.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i one najlepiéj drogę wskazywały,[1] Zimową porą, instynktem, rozpytywaniem ba i gwiazdami nawet kierować się niekiedy musieli.
Żaden jednak wypadek groźniejszy przez cały przeciąg podróży się nie trafił. Jurga i Andruszka, oba myśliwi namiętni, kilka razy na widok zwierza nie wytrzymawszy puścili się za nim, służył on im za strawę, bo jéj kupować po osadach nie chcieli. Chleba trochę mieli w sakwach, a konie musieli karmić u cudzych stogów, gdy się u osadników nie dało owsa dostać. Rumaki zarówno jak jeźdzcy wytrzymałe, niewiele ucierpiały w podróży, lecz i one i ich panowie tęsknili już ostatniego dnia za ogniskiem, ciepłym pokarmem i wypoczynkiem i upatrywali, rychło się ten przyobiecany Tyniec okaże...
Opat Aron dał im własną ręką zapisany zrzynek pargaminowy, pod pieczątką swą, do zastępującego go ojca przeora. Wiele na nim jednak pisać nie mógł i nie chciał, zlecił więc Andruszce, by resztę ustnie opowiedział.
Chociaż mieli nadzieję dnia tego dobić się do klasztoru, noc ich raz jeszcze w lesie zaskoczyła... gdyż Kraków chcąc pominąć, gdzie się widzianymi być obawiali, nadto się daleko w gąszcze puścili. A że przybycie po nocy do nieznanego miejsca zdało się im nieprzystojném, musieli szałas stawić i do dnia w nim czekać.
Mróz nocą wziął ostry, lecz niebo się wyja-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zamiast przecinka winna być kropka.