Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 103.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Po wieczerzy Odon im życzył wypocząć za długą i nużącą podróż, i pożartowawszy z nimi wesoło, zostawił samych.
Nazajutrz tenże miły przewodnik oznajmił im mszę świętą i zaprowadził do kościółka na ranną, zrozumiawszy to, że się z obcemi spotykać nie mieli. Po nabożeństwie wezwał ich do przeora.
Miał czas o. Benedykt i w piśmie opata się rozczytać, i rozmyśleć lepiéj, jak z braćmi postąpić.
Mieszkanie jego, do którego weszli, obszerniejsze, bo w niém dostojnych częstokroć gości musiał przyjmować, ozdobniejsze od cel innych było, tylko większą ilością godeł religijnych i świętości... Stół zajmowały pargaminy i księgi, które się rozsyłały kościołom, sprzedawały biskupom i nowo fundującym klasztorom. Tak samo obrazki i naczynia wyrabiane przez braci kunsztami zatrudnionych, szły na podarki i zamiany.
Opat przyjął ich z uprzejmością, ale powagą ojcowską.
— Dzieci moje — rzekł — widzieliście już wczora, że my tu wszyscy nietylko usty, ale i rękami Boga chwalimy, robiąc każdy co kto umie i może... Wyście stanu i rzemiosła wojennego ludzie... Co wy tu poczynać będziecie?.. W bezczynności żyć, sroga to kara, któréjbym wam chciał oszczędzić...
— Ojcze przewielebny — rzekł uśmiechając