Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 115.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Do jednéj królowéj Emnildy nie miała przystępu, odprawiano ją tu datkiem, ale ani jéj słuchać, ani przypuszczać do siebie nie dozwalała świątobliwa pani. Źli ludzie utrzymywali, że mimo okazywanéj pobożności, Panicha miała z poganami po lasach stosunki i gusła z niemi odprawiała.
Inni mówili, że stara czarownica między młodzieżą płci obojéj na dworze była chętną pośredniczką. Chociaż wydawała się ubogą, chodziła odarto, byli i tacy co się przysięgali, że miała już niemały skarb uzbierany i gdzieś zakopany na rozdrożu.
Panicha chadzała do ks. Petrka, lecz ten obawiał się czarów i posądzał ją o nie, wstręt miał do niéj, mimo że mu się narzucała.
Gdy wszedł do komnaty markgrafówny, widoczném było, iż się żywa rozmowa przerwała. Oda stała cała zarumieniona, Panicha u progu, zawinięta w płachty, ręką jeszcze coś wskazywać się zdawała, gdy ks. Petrek w progu się pokazał. Wnet stara ogarnęła się znowu, spuściła głowę i na widok księdza pospiesznie ku niemu podbiegłszy, upadła przed nim na ziemię, ręką chwyciła brzeg sukni, ucałowała, a potém obie dłonie ku niebu wzniosła. To uczyniwszy, podobnie pożegnała Odę i oddaliła się spiesznie.
Na twarzy ks. Petrka to spotkanie widocznie odbiło się chmurą, długo się nie odezwał słowa.