Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 125.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i mnie inne lata wracają. Praw... co chcesz... a zbliż się do ucha... Wszystko ci wolno.
Uraziła się nieco Oda, choć słowa były pochlebne.
— Nie takam ja krótko widząca jak myślicie! miłościwy panie! — zawołała żywo.
— Krótko widząca, łatwo wierząca! — rozśmiał się król. Wolno ci to, bo za to warkocz dziewiczy masz długi!
Co mi u niewiasty po rozumie, kiedy krasy nie ma... U niéj cały rozum w krasie, i póty rozumu co młodości.
Oda stała nadąsana.
— Praw, praw! mówił Bolesław! a no i to wiedz, że komu ja rzekłem, iż umrzeć ma, ten umarły i pogrzebiony... a ktoby mi go z ręki chciał wydrzeć, z nim téż pójdzie tam, z kąd nie wracają... Moja wola i o tysiąc mil sięga... Rozumiesz to...
— Było to niegdyś, miłościwy panie... było — a dziś... tyś już ciężki! tyś głuchy gdy nie chcesz słyszeć... i ślepy, gdy ci widzieć nie miło!!
Skinęła ręką i żywo odskoczyła, jakby odejść chciała. Król rad był ją powstrzymać, pierzchnęła. Zdało się jéj, że na ostatku trafiła mu w serce i strzała utkwiła...
A król siedział tak spokojny, jakby posłuchał piosenki, i wnet się obrócił do tych, co o wojnie prawili, zagadując ich o zbroje i młoty...