Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 129.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

grafówną, na którą patrzał z ubocza, odgadywał, że ona to Bolesławowi przynieść musiała. Ona jedna.
Któż drugi? Kto był ten skryty nieprzyjaciel, tego odgadnąć nie umiał.
Ze zwieszoną na piersi głową wysunął się Sieciech do mieszkania swego, nazajutrz zamierzając o tém uprzedzić opata naprzód, potém oznajmić królowéj.
Sen go téż prawie do brzasku nie wziął, i gdy się dwór ruszać począł dodnia, wstał z łoża niespokojny. Opat Aron zwykle rano odprawiał w tumie mszę świętą, tak by późniéj być na króla zawołanie.
Tu naprzód pospieszył stary, swoje obowiązki dworskie zwierzywszy zastępcy. Opat się modlił już w zakrystyi gdy do niéj wszedł Sieciech, na którego twarzy pomięszanie widać było. Sama jego przytomność tu niezwykła, już opatowi dawała do myślenia. Lękał się, aby coś królowi się nie przytrafiło.
Wyszli wnet razem nie do izby, bo się ścian lękał stary, lecz w podwórze katedry. W krótkich słowach opowiedział Sieciech powód przybycia.
Opat Aron ręce załamał — lecz gdy doszedł do końca powieści, uspokoił się znacznie...
— Król dzięki Bogu — rzekł — żadnéj do tego nie przykłada wiary... lecz — kto i jak od-