Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 133.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

docznie był nie swój. Przebiegły opat zdawał się tego nie widzieć i nierozumieć.
— Jak sądzicie? — zapytał — kto mógł być sprawcą?
— Cóż ja o tém sądzić mogę! — z pokorą wielką począł pisarz — ja, który tu siedzę zamknięty, do niczego się nie mięszając, czas pędząc na modlitwie i pracy? Obcy jestem temu, co się tu dzieje — przypadkiem chyba wieść mnie jaka dolecieć może... Wasza przewielebność znacie lepiéj i ludzi i sprawy, które jakby siecią opasują miłościwego pana naszego!! Wszędzie złych pełno.
Podniósł oczy ku niebu i zamilkł.
Opat patrzył nań z rodzajem chłodnéj ciekawości, po twarzy przebiegały jakby strumienie jakieś wstrząsające jéj rysami, hamował się jednak — Petrek był mu potrzebny.
Protonotaryusz miał czas ochłonąć i uspokoić się nieco.
— Mówmy więc o czém inném — siadając w krzesło u stołu — począł opat zwolna.
Nie tajno to wam, miły bracie, że król korony od Ojca świętego pragnął, jako potwierdzenie tytułu i wieńca, który od świętego przyjaciela swojego cesarza Ottona otrzymał. Życzył sobie pan miłościwy wprost się udać do ojca świętego, aleśmy go przekonać zdołali, iż cesarza ominąć i bez jego woli nic się uczynić nie da. Drogi mamy do stolicy apostolskiéj zamknięte. Cesarz wszech-