Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 134.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

władnym jest od granic naszych począwszy do Rzymu, ani posłyby nie doszły do niego, ani powrócić do nas mogły z koroną...
Petrkowi oczy pobłyskiwały — głową potwierdzał w milczeniu. Nie spodziewał się takiego zwrotu i choć nie okazywał zdziwienia, w duszy wielce był zdumionym. Mówił sobie słuchając.
— Zaprawdę, jeżeli pozwolenie[1] cesarskiego czekać będziecie — poczekacie na nie długo!!
Opat zwolna ciągnął dalej.
— Cesarz właśnie na przyszłe święta wielkanocne do niemiec ma zjechać, potrzebujemy męża rozumnego, życzliwego, sprzyjającego królowi i jego sprawie, któryby na dwór arcybiskupi z tém jechał, i sprawę o koronę opiece jego powierzył...
Padło oko królewskie i moje na was, mój ojcze...
Ks. Petrek spojrzał i drgnął.
Chlubno mu było zostać posłańcem króla, dogodnie mu się zdawało w ten sposób zapobiedz aby Bolesław upragnionéj nie otrzymał korony; lecz zarazem niepokój go przejmował, kto tu w jego miejscu stanie na straży?
Pochylił nizko głowę z dziękczynieniem pokorném.
— Miłościwiście nadto dla mizernego sługi waszego — odezwał się słowa cedząc powoli — ani

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być pozwolenia.