Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 135.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

śmiem pochlebiać sobie, bym dostojeństwa był godzien i podołał wielkiemu celowi. Słabe ramiona, wątłe siły moje!
— Król was wysłać pragnie! — dodał opat — nie możecie się woli jego opierać. Dane wam będzie na podróż co potrzeba, byście godnie przedstawiali u dworu, wielkiego króla naszego... Wezwijcie w pomoc ducha świętego, i sposóbcie się do drogi.
To mówiąc i wymówek nie słuchając wstał opat, ks. Petrek milczał rad i zafrasowany razem. Odprowadził go do drzwi, nie pewien jeszcze, czy go spotkało szczęście, czy się gotowało niebezpieczeństwo.
— Lecz — odezwał się nieśmiało, do odchodzącego już — któż mnie tu wam zastąpi, jeśliby pismo jakie sporządzać przyszło?
— O téj potrzebie wątpię — rzekł opat — w pilnym razie, ojciec Paweł wezwanym być może z Trzemeszna.
Opat szedł już daléj, gdy protonotaryusz o drzwiach otwartych zapomniawszy, stał w nich jeszcze rozmyślając nad sobą. Zwolna potém przymknął je wracając do izdebki. Stanął u ognia zapatrzony w żar czerwony.
— Miałżeby opat być tak przebiegłym, by mnie chciał zwieść i okłamać? — rzekł w duchu. — On? mnie! miałżeby posądzać! chcieć się pozbyć!