Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 144.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dnością — gdy Andruszka dopadł go pierwszy i oszczepem żgnął po grzbiecie.
Uwiązł ci on w boku odyńca, lecz śmiertelnego nie zadał ciosu, Jurga z drugiéj strony zabierał się go dokonać, gdy rozjuszone zwierze, koniowi jego nogi przednie kłami podcięło.
Koń i jeździec padli razem tuż obok wieprza, który paszczęką krwawą bronił się wściekle... Przytomności swéj winien Jurga, że w téj chwili miecza dobywszy, uskoczył i z boku nim tak zręcznie uderzył iż dzik, krwią żygnąwszy, padł dogorywając...
Drogo to było okupione zwycięztwo, bo koń miał nogi rozcięte, a jedna z nich na skórze się tylko trzymała. Biedne zwierze tarzało się pasując z bólem i śmiercią. Jaksowie stali przerażeni wypadkiem... Konia Jurdze żal było niemal jak przyjaciela, ręce załamał nad nim.
Wiedział, że go ocalić nie potrafi i oszczędzając mu boleści, gardło poderznął, przez litość — Andruszka zsiadł ze swojego, który się żachał i rwał.
Stali niemi nad swą nieszczęśliwą zwierzyną, niewiedząc sami co z nią poczną i z sobą.
Wprawdzie oddalenie od klasztoru nie było tak wielkie, ażeby się do niego pieszo nie można było dostać — lecz odyńca nie mogli myśleć zabrać z sobą. Końby go nie udźwignął, a im obu zaciągnąć byłoby ciężko. W klasztorze téż chyba