Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 150.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Otwarł drzwi Domosul i spojrzawszy na Jaksów rzekł.
— Idźcie za mną, do staréj Jamy dojdziemy... zobaczycie starą jamę, kędy lwy spoczywały...
Odwrócił się i szedł wiodąc ich daléj za sobą. Z podsienia zstępowali jakby do lochu w górze wykutego, w którego ścianie z jednéj strony porobione były otwory, przepuszczające światło.
Zchodzili ciągle w dół, Domosul drugie drzwi popchnął i znaleźli się w izbie na pół w skale, pół w twardéj ziemi czysto i pięknie wykutéj. Gdzieś wysoko rosnące drzewa korzeniami poprzechodziły aż do podziemia i sploty ich zwieszały się u sklepienia, jakby umyślnie dla ozdoby poczepiane. Z okopcenia ścian i wytarcia znać było, że nie od dziś tu ludzie mieszkali. Z izby wielkiéj, w któréj téż kilka otworów światło dawało, drzwi w ziemi wiodły do innych znać mieszkań i kryjówek podziemnych. Po nad niemi w wyżłobieniach, z niemałém zdziwieniem ujrzeli, Jaksowie stojące nieforemne bałwanki z drzewa, z ponasadzanemi w oczach, u pasów i na głowach kamykami.
Przy jednéj ze ścian kamieniami obłożone było ognisko, na którém olbrzymie dwie suche gorzały kłody, a dym wymykał się otworem, który po nad grzbiet góry wychodził. Wszystko tu było osobliwe i dziwne, jak gospodarz tego domu. Mnóstwo skór uściełało ziemię, do ścian