Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

poprzybijane były rogi jeleni, kozłów i łosiów, na nich wisiały odzieże, futra, opony stare, broń odwieczna. Stół dębowy w pośrodku siedział na pniach wkopanych w ziemię. Zamiast ław były kute siedzenia dokoła, kożuchami pookrywane.
Domosul wprowadziwszy ich tu, słowa nie mówiąc, zwrócony ku nim, rękami obiema powitał.
— Dziwujecie się może! — odezwał się spoglądając na nich — a no mi się stare dworzysko spaliło, więcem wciągnął do jamy, kędy praszczury nasze siedziały. I dobrze mi tu... ciepło i cicho...
W istocie mimo mrozu na dworze w podziemiu czuć było aż do zbytku ogień, który je ogrzewał. Otwory pozatykane były błonami sosnowemi, cienkiemi tak, że żółtawe światełko przez nie wchodziło. Zaraz za gospodarzem wbiegło pacholąt dwoje, bosych, w kożuszkach, a tym kazano, aby wnet jedzenie było.
Siedli rozpatrując się Jaksowie, Domosul przypadł téż napół na skórach. Oręż, który wisiał na ścianach, mógł ciekawość obudzić, bo podobnego już za Bolesława nie oglądano. Były tam jeszcze miedziane miecze z rękojeściami małemi i tarcze stare, porąbane w bitwach zapomnianych; kolce, wężownice i siekiery bojowe, poosadzane na potężnych drągach, a niektóre z nich złoty drut oplatał.
Domosul zrzucił z siebie ciężkie okrycie i sta-