Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 153.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stary zmarszczywszy brwi popatrzał na nich ciekawie.
— Z mojéj jamy zdradzie wyjść nie dam — odparł — bądźcie spokojni... U mnie nie gości nigdy nikt, krom jednego synowca Jaśka z Tęczyna, któryby mnie chciał na swoją wiarę nawrócić, i wyrwać z mojego spokojnego grodziska...
— Ale Jaśko z Tęczyna zna nas! — zawołał zrywając się Jurga — jeźli on istotnie jest, uciekać trzeba...
Domosul spojrzał na nich coraz mocniéj zdziwiony.
— Nie pytałem was, coście za jedni! — rzekł — gość gościem... Zbroiliście co przeciw królowi? Tém więcéj was bronić i osłaniać będę... bo go nie cierpię...
Szmer, stąpanie i rozmowa się zbliżały, Domosul się zamyślił chwilę i ręką im wskazał na boczne wnijście do drugiéj izby. Andruszka i Jurga zerwawszy się od stołu, pobiegli się ukryć w niéj. Domosul został w miejscu.
Otwarły się drzwi i schylając się wszedł mężczyzna słusznéj urody, pięknéj twarzy, odziany starannie i bogato. Wesoło z progu Domosula pozdrowił, oczyma rzucając po izbie. Stary nie wstając i mięsa, które trzymał w ręku, nie porzuciwszy, odwrócił głowę nachmurzoną.
— Czołem stryjowi! — odezwał się wchodzący — czołem... No... ale cóż to? przerwałem wi-