Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 154.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dzę posiłek. Mówili mi, że macie gości. Nie widzę ich... Cóż się z nimi stało?..
Domosul kość ogryzał i wysysał spokojnie.
— Tobie co do moich gości? — spytał.
Stanął głową pokręcając Jaśko.
— Przeciem nie potwora jaka, aby ludzie odemnie uciekali... — rzekł. — Cóż to jest?
— Co ci do moich gości? — powtórzył Domosul — hę?..
Oręż i odzież zwierzchnia, którą Jaksowie zrzucili, leżały na widoku. Jaśko na nie oczyma rzucił ciekawemi i uśmiechnął się.
— Widzę, żeście mi nie radzi — rzekł wzdychając.
— Za co ja wam rad być mam? — odparł Domosul, do stołu i jadła nawet nie prosząc. — Ja inny człek niż wy, choć krew w nas jedna... Wy ludzie nowi, jam dzik stary. Albo ja wam przeszkadzam panu pokłony bić i nowemu Bogu? albo co od was potrzebuję?.. Dajcież staremu zdechnąć w pokoju... Moja nędza mi nie ciężka, a waszych skarbów wam nie zazdroszczę...
Przybyły Jaśko przybliżył się do stołu, sparł oń i widocznie oczyma szukał, gdzie mu się skryli goście, których łyżki drewniane przy misie zdradzały.
— Zaprawdę — dodał po chwili — sroga to dla mnie obraza, że się ludzie chowają lub wy ich chowacie przedemną!.. Więcbyście się wy