Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 165.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pański, targowica u brzegów rzeki, roił się ciągle stary Dziewin przybywającymi zewsząd biskupami, cesarskiemi posły, książęty, panami i kupiectwem. Około wspaniałego na owe czasy katedralnego kościoła i pałacu arcybiskupiego, przez dzień cały snuli się pobożni pielgrzymi, pokorni słudzy, rycerstwo ze skargami... poczty wojenne książęcia kościoła, który nieraz zmuszony był miecz przypasywać do boku.
Na placu tym gwarno było do późnéj nocy, a gdy mrok padł, straż jeszcze czuwać musiała, aby między ciżbą po gospodach porządek utrzymać.
Jednego wieczora mały orszak jezdnych, wśród których łatwo było poznać duchownego, ze służbą i pocztem dla bezpieczeństwa dodanym, zbliżył się do wrót starego miasta pospiesznym krokiem, opóźniwszy się w podróży. Nie spytała straż przybywającego we wrotach, zkąd ciągnie, gdyż suknia duchowna już go opowiadała. Orszak towarzyszący nie oznajmywał znacznego człowieka. Skromnym był, a ze stroju ludzi nie umiała straż odgadnąć, zkąd jechali. Ksiądz skromnie téż i pokornie wyglądał. Lecz ktoby był się wpatrzył w twarz jego w chwili, gdy wrota mijał, ujrzałby na niéj radość wygnańca, co po długich latach do własnego powraca domu. Smutne dosyć i niemiłego wyrazu lice uśmiechnęło mu się, na widok kopuł kościelnych żegnał się pobożnie, mruczał pacierze, ale oczy świadczyły, że myślami