Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 169.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ruszyli ramionami.
— Z tém przybywam — odezwał się ks. Petrek — niech tak zasługi św. Maurycego duszy méj grzesznéj będą pomocne.
Wchodzący braciszek oznajmił o wieczerzy w refektarzu, w którym się klasztornym obyczajem katedralne duchowieństwo zbierało na obiady i chleb popołudniowy.
O. Emerardowi pomódz było potrzeba do powstania z siedzenia, ale gdy raz, sparłszy się o stół i ramię braciszka na nogach stanął, wysapał się, dźwignął, krokiem pewnym wiódł ks. Petrka za sobą. Braciszek przyświecał im przodując korytarzami do sali na dole, w któréj już kilkadziesiąt osób zgromadzonych było.
Długie stoły otoczone ławami przygotowane były dla gości, ale ci stali jeszcze, rozmawiając z sobą i zdając się na kogoś oczekiwać.
Zgromadzenie przedstawiało widok wcale do refektarza zakonnego niepodobny, choć godła na ścianach i mały pulpit dla lektora na podniesieniu miejsce to cechowały, jako dla duchowieństwa przeznaczone.
Nie trzymali się naówczas duchowni świeccy jednéj formy w sukniach, jakie nosili, obowiązkowemi były tylko barwy skromne i ciemne, wzbronione świecidła i rycerskie przybory. Ale i w tém wiele swobody dawano, wiele młodych i do możnych rodzin należących księży wyłamy-