Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 172.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ksiądz, który z sokołem przybył, miał swe miejsce i tuż wbity kołek dla ptaka, zastępujący berło. Posłuszny sokół siadł na nim, dzwoniąc pętami, które mu nogi krępowały.
Z pod stołów tu i owdzie warczenie psów słychać było.
Ktoby rozmów podsłuchał — zaprawdę dziwiłby się im nie mniéj jak obrazowi tego wieczornika, podobniejszego do gospody niż do refektarza. Dwór téż arcybiskupi był niemal gospodą dla mnóstwa podróżnych.
Nie przeciągnęło się jednak zbyt długo biesiadowanie, bo godzina była spóźniona, i gdy misy a kufle poopróżniano, ten i ów wstawać począł, nieczekając na wspólną modlitwę, odmawiał ją stojąc przy swéj ławie i odchodził.
Wypróżniał się zwolna refektarz, stoły puste na pół stały, a o. Emerard jeszcze u kufla siedział z ks. Petrkiem i Benedyktynem rozmawiając. Lice jego zarumienione, oczy jaśniejsze, twarz rozpromieniona dowodziły, że i gościowi i wieczerzy rad był bardzo.
Nazajutrz rano ks. Petrek miał się stawić u arcybiskupa, a mnich pilno się dopominał, aby mu téż towarzyszyć było wolno.
Tak się dzień skończył dla posła, który nazajutrz rano, pośpieszył się pomodlić naprzód u grobu św. Maurycego. Chciał tu zaczerpnąć sił i na-