Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 222.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jaksowie straceni nie zostali, a do czasu się przechowywali.
Usłyszawszy to Jaśko, a pewnym już będąc, iż ksiądz jest do tajemnicy przypuszczonym, rozśmiał się głośno i znacząco. Uderzyło to ks. Petrka.
— I wy tak sądzicie? — odezwał się podnosząc z posłania głowę.
— A jakżebym inaczéj mógł — odparł Jaśko — kiedym ja ich na własne oczy oglądał, i mówiłem z nimi.
Ks. Petrek palec położył na ustach dając mu znak milczenia.
— Juścić wiem przed kim to mówię — ozwał się Jaśko — bo bym tajemnicy ich nigdy w świecie nie zdradził.
Wam przecie nie tajno co opat czyni, a on ich wyswobodziwszy wysłał do Tyńca, gdzie do czasu, prawdziwą pokutę odsiadują, boć rycerzowi klasztor ciężka to rzecz...
Gdyby nie mrok w namiocie byłby może poznał sam nieopatrzny Jaśko, jaką radością napełnił serce ks. Petrka, czyniąc przed nim to zwierzenie, tak dla niego pożądane. To, czego na żaden sposób nigdzie pochwycić nie mógł, mimo całéj przebiegłości swojéj ks. Petrek — łacno mu teraz, niespodzianie wpadło w ucho... Miał to za cud opatrzności.
Nie dając znać po sobie, jął rozpytywać ostrożnie, co i jak sobie poczynali Jaksowie.