Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 230.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Opat chciał przerwać, ks. Petrek pochwycił żywo.
— Przecież wiem o wszystkiem dobrze, tak jak o tém i innych wielu wie, iż do Tyńca wysłani zostali przez przewielebność waszą...
Opat Aron mimo obawy, jaka go ogarnęła, nie okazał nic po sobie. Wzrokiem zimnym przeszył mówiącego.
— Mój ojcze — odparł spokojnie — ja własne tajemnice zwierzam wam chętnie, ale cudzych nikomu.
To mówiąc cofnął się nieco opat i dodał po cichu.
— Rozumiecie mnie? i na tém koniec niech będzie.
Ks. Petrek, którego znowu nadzieja zawiodła, zmilczał. Opat wziął w rękę przywieziony kodeks, zdawał mu się przypatrywać chwilę, od niechcenia po chwili wtrącając.
— Nieszczęście to jest ta grzeszna ciekawość ludzka, która wszędzie się wcisnąć pragnie, oprócz zakątków własnego sumienia... nieszczęście to jest ten nieuspokojony język ludzki, który się utrzymać w mierze nie umie, oprócz gdy własne grzechy wyznaje... Więc ta wiadomość o Jaksach tak jest już rozpowszechniona?
— Niestety — odezwał się ks. Petrek.
— Zkądże do was ona doszła? — badał opat, ciągle się kodeksowi przypatrując.