Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 236.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie śmiem... drżę, gdy ich imię wspomni kto... — przebąknęła królowa — spuszczam oczy, aby mojego kłamstwa nie wydały...
— Król sam — dokończył opat — często teraz ich wspomina, więc tylko mu potakiwać...
Zmilczała pobożna pani.
Tymczasem, jak się to często zdarza, że złym szyki mięsza niewidzialna ręka... tego, czego uczynić nie chciała królowa, podjęła się Oda, z zamiarem szkodzenia téj, któréj miejsce tak jéj zająć było pilno.
Usłyszawszy o ucieczce Antonii i o domniemanych jéj powodach, tegoż dnia, przy biesiedzie głośno poczęła przy królu mówić o Jaksach, z oczu nie spuszczając królowéj.
Wzdrygnęła się i zarumieniła Emnilda. Opat podchwycił zaraz występując z żalem i pochwałami dla rycerzy. Królowa ośmielona rzuciła słówko.
Przy stole pańskim nie było nikogo z obcych. Sieciech stał tylko, siedział Mieszek i Ryksa. Reszta dworu przy osobnych stołach głośno się zabawiała. Gdy się mowa rozpoczęła o Jaksach, nachmurzona twarz króla zasępiła się zrazu, okiem potoczył dokoła. Słuchał nie mówiąc nic długo. Gdy się już prawie nie spodziewano, by się o nich miał odezwać, potrząsł głową, począł półgłosem.
— Nie ma dnia, ażebym ja sam nad losem Jaksów nie bolał... żebym nie przypomniał, jacy byli rycerze dzielni a mnie wierni słudzy... Stra-