Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 2 237.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ciłem ich... niedosyć na tém, tracę codzień wszystkich co należą do rodziny... Uciekają mi, a ci co zostali, serca do mnie nie mają... Gniew jest złym doradzcą!..
Westchnął król, milczała Emnilda, jakby siły w sobie szukając.
— Miłościwy panie mój — rzekła — święci czynią cuda... módlmy się, może który z nich dla nas téż cud uczyni i z martwych ich wskrzesi.
Bolesław smutnie głową potrząsł.
— Nie wiem ja, ażalim godzien cudu takiego — odezwał się. — Jeżeli kto to wy, świątobliwa niewiasto, moglibyście go wyprosić... Zaprawdę, z duszybym wam za to był wdzięczen. Spadłby mi z sumienia ciężar wielki, poweselałoby koło mnie... A no... po co mówić o tém, co się nigdy stać nie może?..
W tém opat przerwał.
— Bóg jest wszechmogącym — rzekł — jestże niepodobieństwem temu, co świat stworzył z niczego, wskrzesić człowieka, choćby był umarłym?
Bolesław popatrzał nań zdumiony.
— A cóżbyś uczynił? — dodała ośmielając się Emnilda, któréj twarz rumieńcem pałała — cobyś uczynił, panie mój, gdyby się stał cud taki? cobyś zrobił ze zmartwychwstałymi?
Królowi dziwna ta rozmowa przykrą się być zdawała, lecz w miarę jak się przeciągała, budziło się w nim podejrzenie czy ciekawość. Osta-