Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 010.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie zbywało na przedmiotach obudzających ciekawość.
Klasztór był ich pełnym. Każdy niemal z braci św. Benedykta miał jakieś zajęcie. Chodząc po celach mogli się przypatrywać ze zdumieniem, jak się w rękach wprawnych kruszce w żądane kształty wyginały posłuszne, jak się w ogniu topiły bezbarwne mięszaniny, żywemi krasząc kolory. Andruszka mniéj był może ciekaw tych rzemiosł, które za poślednie majsterstwa uważał, niegodne, by się niemi wojak zajmował; Jurgę zajmowały te tajemnice i bawiło przypatrywanie się mnichów zajęciom rozlicznym.
Szczególny jednak urok miało dlań pismo, te znaki nieme, tajemnicze, które myśl w sobie spowiniętą mogły nieść na drugi koniec świata i w wieki odległe.
Nie przystało mu uczyć się go, lecz patrzéć lubił w wielkiéj izbie, gdy wszyscy ojcowie zajęci byli wielką robotą, jak to tam szła praca podziałem, raźnie i pięknie. Niekiedy do pośledniejszych zajęć z ochotą się braciszkom ofiarował, a oni śmieli się wesoło z tego niezgrabnego nowicyusza.
W klasztorach benedyktynów, w których przepisywanie rękopismów było niemal główném zajęciem, dzieliła się praca na wiele rąk i głów, począwszy od najpośledniejszéj do najważniejszéj i najzawikłańszéj.