Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 012.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

każdy z ojców, iż najważniejszą ze wszystkich spełniał czynność. Śmiejąc się jedni po drugich dopominali się uznania, iż gdyby nie oni, nie byłoby rękopismów... a w istocie wszyscy się na nie składali.
Kilku młodszych braci pisało, i nad niemi Jurga stawał najdłużéj, przypatrując się z podziwieniem, jak pod ich palcami rodziły się te znaki dziwnie powyginane, niektóre rozrosłe, wystrojone w purpurę i złoto, otoczone floresami, jak dworem jakim, poczwarkami, stworzeńkami, dziwacznemi wzory.
Czasem jeden z piszących miejsce zostawił próżne na tego magnata drugiemu bratu, który najzręczniéj umiał wypieścić naczelnika liter i wystroić go odświętnie. Jurga te wielkie głoski nazywał królami i książęty, resztę wojskiem, co szło za niemi.
Cóż dopiero było mówić, gdy wypadła cała karta zamalowana figurami, których znaczenie tłumaczyli mu ojcowie. Tu trzeba było misterstwa wielkiego i barw rozlicznych a świetnych. Nie jeden raz zmęczył się biedny kunsztmistrz na to, aby w końcu westchnął boleśnie, znajdując dzieło swe inném, niż je w duszy nosił. Boleść Chrystusowa nie dość mu była bolesną, piękność Matki Boskiéj nie dosyć piękną, anioły nie dosyć powietrzne... Więc smucił się on, drudzy go po-