Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 013.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cieszali, a Jurga podziwiał, jak ręka ludzka w tak drobnych rozmiarach tyle pomieścić mogła.
Szło potém dzieło pracy rąk tylu do tego, co je czytał po głosce i poprawiał, mozoląc się więcéj może niż ten, co je przepisywał.
Naostatek w rogu pod oknem siedzący z pomocnikami staruszek wiązał rozpierzchłe karty, zbijał je w całość i okrywał okładzinami, do wartości kodeksu zastosowanemi. I było się tu czemu napatrzyć, bo choć często prosta deska drewniana służyła dla ochrony, obciągano ją kosztowną materyą jedwabną, obijano klamrami srebrnemi i mosiężnemi. Rękopisma przeznaczone dla książęcych i pańskich kaplic ubierano w kość słoniową, blachy srebrne i kamienie drogie.
A gdy w pocie czoła wywiedziona na świat księga skończoną była i odnieść ją miano do przeora, co za radość. Jak się każdy cieszył, co się do tego choć w cząstce jakiéjś przyłożył!.. Pysznił się ojciec Atramentarius, i braciszek Rubryka, i ten co gładził skórę, i ten, co pióra zacinał...
Nikt powiedzieć nie mógł, ażeby skarb ten drogi był jego dziełem, składali się nań wszyscy. Może téż zwyczaj tego podziału pracy u ojców benedyktynów miał na celu właśnie, by nią żaden dumnym być nie miał prawa. Wiadomo z reguły zakonnéj, iż ilekroć postrzegał przełożony, że braciszek zręcznością w kunszcie jakim mógł