Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 018.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się więcéj, coraz serdeczniéj skłonną dlań być zaczynała, i okazywała mu to jawnie, mając sobie od ojca nadaną swobodę wielką.
Walgierz, chcąc ją sobie bardziéj pozyskać, ponieważ z domu wyniósł umiłowanie pieśni i głos wdzięczny, a wiedział iż się w śpiewie niewiasty lubują, który lepiéj od słowa do serca ich przemawia, nocą się podkradał pod okna królewnéj, śpiewał i grał na gęśli jak mógł najwdzięczniéj, a Heligunda rada się temu przysłuchiwała. Wstawała jak skoro usłyszała głos jego i dopóki nie odszedł, nie ustępowała na chwilę, chociaż z pieśni poznać go nie mogła, a noc dojrzéć nie dozwalała, kto był onym śpiewakiem. Stróżów, którzy pod oknami wartowali kupiwszy sobie Walgierz, umówił ich, aby nikomu nie wyjawiali, kto pod oknami królewnéj pieśni zawodził.
Trwało to nocy kilka, królewna pieśniami miłosnemi coraz więcéj ujęta, gwałtownie zapragnęła wiedzieć, kto je nucił. Przywołano stróżów z jéj rozkazu, dopytując koniecznie, a ci odpowiedzieli, że nie wiedzą i nie znają śpiewaka, który z zakrytą twarzą przybywał i odchodził. Gdy nalegania aby go wydali próżne były, królewna do więzienia stróżów kazała wtrącić i zagroziła im, iż na gardle będą ukarani, jeźli nazwiska człowieka tego nie wydadzą. Ci uląkłszy się wyznali, iż Walgierz śpiewakiem był.
Uradowała się tém wielce Heligunda, któréj