Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 028.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zaprawdę — przerwał Andruszka — my cośmy téż w bojach bywali, i na niejedno patrzeli, a nigdyśmy nic podobnego na oczy nie widzieli. Człowiek ten musiał mieć siłę nadludzką, oręż nadzwyczajny.
— I miłość dla królewnéj wielką! — dodał Jurga — bo dla ocalenia jéj, tak bohatersko walczył.
Uśmiechnął się staruszek.
— W pieśni i bajce łacno się cuda dzieją — rzekł — chociaż są ludzie, jak to wiemy z podań starych, nadzwyczajną obdarzeni mocą, którym nikt podołać nie potrafi.
Lecz, zważajcie tylko, ażali człowiek co się na takie ważył niebezpieczeństwa dla onéj królewnéj, nie wart był, aby ona mu miłą a wierną pozostała małżonką?
Niewieście serca są zmienne, jak to zaraz ujrzycie.
Zabrawszy tedy łup znaczny z zabitych, po wypoczynku jechał Walgierz na Tyniec z królewną, i szczęśliwie tu przybył.
Pod czas bytności na dworze króla francuzkiego, szerokie majętności jego trzymał we władaniu swém, niejaki Wiślimir, z rodu Popielowego, który sam na Wiślicy siedział. Gdy Walgierz powrócił, witając go nadbiegli ludzie ze wszech włości z żalami i skargami, jak okrutnie przez niego uciemiężeni byli...