Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 033.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ki w okowach i klatce, a Walgierz uprosił téż miecz, który mu potajemnie przyniosła... Siedział jednak czekając, ażby oboje do sąsiedniéj izby przyszli, jak to bywało codziennie... a gdy się do snu zabierali, Walgierz przez okno głowę wynurzywszy — zawołał.
— Wiślimierzu — a gdybym téż ja potargawszy okowy, sromu mojego i krzywdy przyszedł się na was pomścić?
Krzyknęła przerażona Heligarda, lecz Wiślimierz, pewien będąc oków i żelaza, śmiać się z tego począł.
— Mścij się — zawołał — mścij jako możesz, już ci odpuszczę, choćbyś mnie i zabił!
Pewnym był bowiem wierności siostry swéj, i na niewieściem przywiązaniu się gruntował. Gdy ich już bezpiecznie spoczywających ujrzał Walgierz, skoczył prędko z mieczem do izby i oboje przebił... tak, iż krzyknąć nawet czasu nie mieli, a w zamku nikt się nie domyślał co się stało. Rynga, która w blizkości.[1] oczekiwała, pomogła narzeczonemu do zabrania skarbów wszystkich i wywiezienia do Tyńca potajemnie, gdzie razem z nim wyjechawszy, mieszkali.
Tak się skończyła historya Walgierza, o którym drudzy powiadają, iż gdy ta żona zmarła, a życie mu ciężyło i obrzydło, majętności wszelkie oddawszy ludziom rodu swojego, sam szedł

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; zbędna kropka.