Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 041.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

(wskazał nań) bo go znam za dobrego towarzysza na którym poledz można i szedłem do opata Arona. Ten mi rzekł: konie weźmijcie dobre, zapas wszelki na drogę, jedźcie do Tyńca, nie mieszkając, znajdziecie tam dwu Jaksów, którzy na śmierć byli skazani ale żyją. Zgłoście się do przeora, aby was do nich doprowadził i powiedzcie, iż żądam by tu do Poznania wracali natychmiast, po drodze nigdzie twarzy nie okazując i nie wydając się z niemi.
Usłyszawszy to z ust Samka, Jaksowie nie odpowiedzieli nic. Na śmierć czy na życie powracać było ich powinnością. Ci co ich ocalili, rozporządzać niemi mieli prawo. Niepozostawało nic nad ślepe posłuszeństwo.
Wnet Andruszka i Jurga zajęli się wyborem na dzień jutrzejszy. Na myśl im to zrazu nie przyszło, iż Antonji téż los jakiś zapewnić należało. Wziąć ją z sobą czy zostawić — sami nie wiedzieli, a otwarcie o niéj mówić się wstydzili.
Przybyli posłowie opata w téj saméj izbie pomieszczenie znaleźli do jutra, a wieczór zszedł na rozpytywaniu o to, co się działo nad Cybiną. Samek jednak czy mało wiedział, czy nie bardzo chciał rozpowiadać, składał się nieświadomością, a Odrzyn do wojaczki tylko czując upodobanie, nad nią nic innego nie znał. Mógł więc o zapasach, o rycerskich próbach i zabawach w podworcu rozpowiedzieć obszernie, więcéj o niczém.