Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 042.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jak świt Andruszka wysunął się z izby, bo nie chciał mieć na sumieniu opuszczenia niewolnicy, która chcąc mu służyć tak ciężką drogę odbyła. Ani zostawić jéj, ani wziąć z sobą zrazu nie miał odwagi, lecz gdy go błagać a prosić i zaklinać poczęła, by jéj nie rzucał, pieszo się ofiarując iść za końmi, zdjęty litością Jaksa, musiał dla niéj o koniu myśleć, na którym by jako sługa w drodze im towarzyszyć mogła. Ściągnęło się z tego powodu niemal do południa, choć Samek o pośpiech naglił. Antonia za wrotami klasztornemi oczekiwała. Szli tymczasem Jaksowie żegnać przeora i braci, którzy gdy się o wyjeździe gości dowiedzieli, zebrali się niemal wszyscy, aby ich na podróż pobłogosławić. Umieli bowiem sobie oni zaskarbić miłość wielką, a poczciwy braciszek Odo tak się do nich przywiązał, iż w zakonie sam znajdując szczęście, ich też zaklinał by świat rzuciwszy, wracali tu używać spokoju jakiego on dać nie może.
Przeprowadzeni do furty, wyjechali Jaksowie z posłami, wynosząc z tego gniazda wspomnienie, którego sami sobie wytłumaczyć nie umieli. Ludzie rycerskiego rzemiosła, nawykli do ruchu i wrzawy z razu męczyli się w tém zamknięciu, po tém widok zakonników zwolna działał tak na nich, iż niemal się przywiązali i do nich i do trybu ich życia. Wynosili z tąd wiele zapożyczonego,