trwożyła się chwilami. Mógł król na widok winowajców unieść się gniewem, mógł wybuchnąć, mógł nareszcie przebaczyć Jaksom, cały swój gniew wywierając na żonę, która dała przykład nieposłuszeństwa i ośmieliła się pójść wbrew jego rozkazom. W tym razie na wszystko będąc gotową, królowa modliła się tylko, aby przynajmniéj ofiary na śmierć przeznaczone, ocalone zostały...
Gdy nazajutrz po przybyciu Samka i Odrzyna, ujrzała ich Emnilda znowu pełniących służbę swoją, domyśliła się, iż Jaksowie na grodzie już być musieli — a zbliżająca się chwila stanowcza strwożyła ją bardziéj jeszcze.
Nie potrzebowała aby opat przyszedł oznajmić, iż należało króla przygotować do przyobiecanego cudu. A właśnie troska o koronę, zachmurzyła czoło Bolesława i dni tych z obawą przystępowano do niego. Opat téż nie przyszedł do królowéj, zdala tylko oczyma dając znać, iż wszystko było pogotowiu.
Pomimo niestałości króla, który się dopuszczał często uczynków ściągających strofowanie i upominanie od duchowieństwa, miał on poszanowanie wielkie dla Emnildy. Sama pobożność jéj i łagodność rozbrajały go ilekroć gniew nim owładnął, sam widok téj pokornéj służebnicy, zawsze spokojnéj, uśmiechającéj się, cierpliwéj — kazał mu się miarkować i zawstydzał roznamiętnionego.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 046.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.