Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 055.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

prawę poczęła Oda — tak, miłościwy panie... ja do kądzieli, a wy do klasztoru chyba... Co wy tu znaczycie? Chcieliście ukarać Jaksów? Uszli z życiem, bo królowa się litowała ich młodości... Kto tam wie dlaczego?..
Uśmiechnęła się złośliwie.
— Chłopaki urodziwe!.. — dodała. — Teraz wam każą im przebaczyć, a królowéj waszéj jeszcze za jéj zdradę dziękować!
Poczęła się coraz mocniéj śmiać i wzięła w boki, a patrząc z góry na króla śmiała się tak długo, szydersko, jątrząc go.
Król nie podnosił głowy, chociaż widać było, jak drżał cały, ręką sięgnął po złoty kubek i wychylił go do dna.
Oda czekała tylko, rychłoli wybuchnie, gdy król wytrawiwszy w sobie gniew, głowę podniósł do niéj, popatrzał i rzekł.
— Urodziwa z was dziewka! ale kto cię weźmie, chyba na łańcuchu przykuje!..
Oda, która się wcale innéj spodziewała odpowiedzi, pobladła. Król, jakby mszcząc się, mówił powoli.
— O! tobie to urodziwe chłopcy smakują!.. Jakby ci się pod czepiec chciało prędzéj, aby skosztować korowaja! Dziewko ty niemiecka... człowiekby za tobą szalał, gdyby nie wiedział, że w tobie siedzi siła nieczysta... wszystko co święte i pobożne, tobie solą w oku... Idź w pląsy,