Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 063.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wierni wracają do boku... Podnieście się — dodał do Jurgi i Andruszki, rękę ku nim wyciągając — niech idzie w zapomnienie przeszłość... Spodziewam się, że ją zmażecie...
— Krwią naszą! — zawołali zgodnie Jaksowie całując ręce wyciągnione.
Na widok tego dziwnego pochodu ludzi, których wszyscy za umarłych mieli, tłum cały ogarnął był przestrach zrazu. Cudem się zdawało ocalenie, oczom nie wierzono. Potém gdy przemówiła królowa, gdy odpowiedział król, podniosły się okrzyki nieskończone. Podrzucano kołpaki, podnoszono ręce, radość się malowała na licach, ludzie poruszeni cisnęli się bliżéj ku panu.
Śmiała się twarz pańska weselem, jakie dawno nie gościło na niéj. Radość ogólna odbijała się na niéj.
Spojrzał na czarne suknie Jaksów i zwrócił się do Sieciecha.
— Nie przystały im te szaty!.. — zawołał — idźcie i przybierzcie ich w odświętną odzież ze skarbcu, zawieś im na szyi łańcuchy, na pasach przypasz im miecze... Idźcie i wracajcie tu, abyśmy się weselili wspólnie...
Sieciech, którego twarz z trupiobladéj w początku coraz żywszym oblewała się rumieńcem, ze łzami w oczach ruszył wnet zabierając z sobą młodzianów obu, a wzrok wszystkich poszedł za nimi.