Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 064.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Królowa osłabła i rozpłakana musiała usiąść, aby przyjść do sił znowu. W orszaku jéj, tak mnogim jak zwykle, jednéj tylko brakło twarzy — Ody nie było...
Markgrafówna opowiedziała się chorą, nie chciała być świadkiem przewidywanego zwycięztwa królowéj, nie mogła w sobie utaić gniewu, który nią miotał. Za to twarzyczka Teodory córki Sieciecha promieniała jak gwiazda, a ktoby był tajemnicy jéj nie wiedział, domyśliłby się łatwo.
Bolesław siadł z wypogodzoném obliczem i zwracając się do opata, rzekł żartobliwie.
— Wasza przewielebność takżeście pono do spisku należeli!.. za co niech wam będą dzięki, jak również wszystkim tym, co mi krwi przelanéj oszczędzili!.. Do Tyńca dodam wam lasów przestrzeń nową i łąk, aby się pamiątka została dobrego uczynku!..
W tém w podwórcu zatętniało ogromnie, jak gdyby wojsko całe wylało się na gród... słychać było rżenie koni i wrzawę. Naprzeciw stołu królewskiego poodsuwane okna dozwalały widzieć orszaki jakieś, napływające w podwórze. Byli to wszyscy Jaksowie i ich powinowaci, którym z rozkazu królowéj znać dano, aby przybywali i oczekiwali, rychło się miłosierdzia dzieło dokona. Zdawna niewidziani ci wszyscy, co dwór króla opuścili, wracali mu z dziękczynieniem... Gdy w progu ujrzał ten tłum, na którego prze-