Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 067.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przez nie. Zobaczywszy leżącą, uderzyła stara w pomarszczone dłonie i weszła.
— Królowo ty moja złota! co tobie? — zawołała — co tobie? Tu dwór cały się raduje... a ty chora?.. chora? miłościwa liljo moja biała! Co tobie?.. Ja zioła znam, sposoby mam... co boli? powiedz co boli?..
Zmarszczyła się markgrafówna.
— Boli? — wskazała na serce — na to ty nie masz leku...
— Oj! oj! czemu nie? czemu nie? — poczęła Panicha — nie ma takiéj rzeczy i nie ma bolu takiego, na któryby leku nie było...
Markgrafówna zmilczała oczy zwracając ku górze.
— Mnie ztąd trzeba precz! — rzekła — mnie tu już nie ma co robić!.. Znajdę sobie męża w domu! Co mi tam!!..
Stara kręciła głową rozglądając się dokoła dziwnie, skradła się zwolna aż do łóżka, zdawała się chcieć coś mówić i wahała.
— Królowo ty moja! — rzekła — tobie tu królową być... ale jak ty będziesz nią, nie zapomnisz o Panisie? nie zapomnisz... Nasza pani... ona słaba... (tu głos się w szept zmienił), ona bardzo wątła, jéj życia nie wiele zostało... Lada dzień zaśnie...
Chrząknęła znacząco; w oczach jéj coś się zwijało niby więcéj mówiąc niż usta.