Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 068.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Oda poczęła się w nią wpatrywać.
Niedosłyszany prawie szept wyszedł z ust Panichy, i twarz markgrafównéj szkarłatem się oblała — kiwnęła głową nie odpowiadając ani słowa. Rozpuszczonemi włosami poczęła twarz osłaniać, jakby się zawstydziła... i — dłońmi białemi ją pokryła.
Stojąca nad nią Panicha głową potrząsała.
— Nie zapomnijcie wówczas o Panisie — dajcie jéj tu izby i ucho swe, a będzie wam wierniejszą od psa sługą. Posłuży w wszystkiem tak potajemnie, że na świecie nikt a nikt wiedzieć nie będzie...
Szeptała długo po cichu, potém głośniéj poczęła...
— Lada dzień... zobaczycie! Ot tak, zaśnie. Już ja wiem, życia jéj nie wiele zostało... nie uciekajcie ztąd...
Oda twarz odsłoniła...
— Źle mówisz, dla tego mi jechać trzeba — jutro pojadę... aby za mną gnali, aby o mnie prosili... rozumiesz.
Panicha ręce złożywszy, głową potrząsała.
— Królowo moja! róbcie rozumnie! wy wiecie co robić — a ja téż wiem... o! wiem.
Wstała z ziemi stara, pokłoniła się i wyszła prędko, ze drzwi jeszcze śląc uśmiech pięknéj Odzie.
Po wyjściu jéj natychmiast markgrafówna się