Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 072.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sze budziła w nim podejrzenie, iż mógł je postradać.
Milcząco pozdrowił swojego zwierzchnika i smutnie spojrzał ku niemu.
— Co mi ks. protonotaryusz przynosi? — zapytał Aron.
— Zda mi się, że dosyć pożądaną wieść — rzekł zwolna ks. Petrek — któremu dwaj mnisi nieznajomi stali ciągle na myśli — ale może przerwałem jaką ważniejszą sprawę? Widziałem wychodzących, zapewne...
— To są moi bracia, benedyktyni, których do Sieciechowskiego sprowadziłem klasztoru — odezwał się opat spokojnie — nowych sił potrzebujemy... tyle jest do czynienia nim się światło wprowadzi, nim pole zasieje...
Ks. Petrek, choć tłomaczeniu nie bardzo ufał, przyjął je za dobre i oczy pobożnie podniósł do góry.
— Wasza przewielebność — odezwał się — lepiéj wiecie zapewne, zkąd ludzi ściągać... i jakich wybierać. Poważyłbym się jednak odezwać za niemieckimi księżmi, którzy bliżéj kraju naszego siedząc, lepiéj go znają i łacniéj sobie przyswajają język i obyczaje polan.
Aron nic nie odpowiedział.
— O jakiéjże to sprawie mówić mi chcecie? — spytał po krótkiém milczeniu.