Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 076.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dlań były, a szczególniéj te, które na niego spoglądały mile.
Pożegnanie z królową było ze strony Ody zimne; prawie czułe od Emnildy, która wdzięczną jéj była, że dwór opuszczała i tłumaczyła to sobie dobrą wolą. Obdarzyła więc odjeżdżającą i uścisnęła błogosławiąc. Ryksa także okazała się przy pożegnaniu czulszą, niż była zwykle dla Ody.
Od króla przyniesiono podarki wspaniałe, na których widok zarumieniło się radością lice niemki. Bolesław téż sam wyszedł w podwórce ku odjeżdżającéj.
— Szkoda nam pięknéj dziewoi — rzekł uśmiechając się do niéj — ale kiedy ojciec woła, słuchać trzeba. Jużci téż może kiedy do nas powrócicie?
Oda spojrzała na króla jakby z wyrzutem, coś szepnęła niewyraźnego, zwykła jéj śmiałość opuściła ją w téj chwili, spodziewała się coś więcéj nad podarki i obojętne słowo. W duchu sądziła może, iż jéj Bolesław nie puści. Król popatrzywszy na nią wzrokiem pożądliwym, mrugnął powiekami, uśmiechnął się, ale wnet zeszedł nazad do dworu i nie ukazał się więcéj.
W progu izby Panicha i inne niewiasty dworskie kłaniały się odjeżdżającéj, okazując niby żal wielki; w ogóle jednak więcéj się spodziewała piękna pani. Wprawdzie poczet dodany jéj okazały był, dobrany i odpowiedni dostojeństwu, nie