Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 086.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wpadła z rozczochranym włosem, płachtami rozrzuconemi, jakby pijana, Drapacz o mało nie zamknął drzwi przed nią, tak się nastraszył. Wparła się siłą do lepianki wołając.
— Co to wy mnie nie znacie, ja królowéj pani sługa? ja chodzić będę we złocie i szkarłatach. Niewiecie nic. Będziemy mieli nową panią. Téj już nie długie panowanie. Co ja wiem — nie powiem. Weszłam do komnaty, nikogo nie było, com robiła? co komu do tego? co? — Ze ściany mi jakaś twarz okropnemi oczyma zaświeciła... grożąc, albo ja się boję? Nie boję się. Mówiła przerywanemi słowami, a Drapacz ręce łamał, milczeć jéj każąc i spać ją chcąc położyć. Nic o[1] nie pomogło. Panicha po swojemu bredziła do nocy, a nazajutrz rano wstała z tym samym śmiechem i szałem.
Chciała się wyrwać z podzamcza i wnijść na zamek znowu, lecz od wrót ją odpędzono i Drapaczowi nakazano surowo, aby zamknął ją i pilnował. Trzeciego dnia uspokoiła się nieco, nie wychodziła już ku grodowi obawiając się chłosty, lecz bredziła zawsze jedno, o królowéj nowéj — o swéj przyszłości, o oczach które na nią ze ściany patrzały.
We dworze mało kto postrzegł nawet, że Panichy nie stało. Trzeciego dnia właśnie, gdy miano jednego z Jaksów wyprawiać, zrana rozeszła się wieść, że królowa Emnilda zachorowała[2]

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być to.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; brak kropki.