Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 087.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Na całym zamku, w mieście, gdziekolwiek się o tém dowiedziano, żal, boleść wielka i przestrach ogarnął ludzi; królowa bowiem była matką ubogich, orędowniczką wszystkich u króla, opiekunką biednych, co się do niéj czasem z kończyn kraju ściągali. Nie odmawiała nigdy opieki nikomu, a król rzadko prośbę jéj odrzucił.
Zdawna już na znużonéj twarzy świętéj niewiasty widać było jak jéj życie ciężyło wielkiém brzemieniem — często mówiła, iż się czuła słabą i nieobiecywała sobie długiego wieku — nie spoczywała jednak i nie zamykała się u siebie. Codzień przychodziła zająć swe miejsce przy panu, trwała na nabożeństwie, karmiła swoich ubogich.
Dopiero dnia tego po raz pierwszy strwożyli się wszyscy dowiadując, iż królowa leży i wynijść nie może. W przededniu wróciwszy z kościoła, Emnilda zażądała napoju, złoty jéj kubek stał na stole, kazała sobie weń nalać wody, wypiła ją i stawiając go, szepnęła, że woda dnia tego dziwny jakiś smak miała.
W godzinę po tém ćmami zaczęły jéj zachodzić oczy, uczuła ból w głowie i musiała usiąść naprzód, po tém się położyć. W nocy stan ten się pogorszył. Z cierpliwością wielką, boleści znosiła królowa, Bogu za nie dziękując.
Nazajutrz, gdy nie wyszła do jadalni i Bolesław nawykły od lat wielu widzieć ją u boku